NADZWYCZAJNA INTERWENCJA ŚWIĘTEJ SIOSTRY FAUSTYNY
Nazywam się Luciano, mieszkam w oko�licach Mediolanu (Italia). Pragnę opisać zda�rzenie z kwietnia 2004 roku, które odmieniło moje życie. Na skutek paraliżu całej prawej strony ciała i innych dolegliwości kardiolo�gicznych, które wywiązały się dodatkowo, do�stałem się na oddział neurologiczny, a następ�nie rehabilitacji. Lekarze byli bezradni, a mój stan zdrowia - beznadziejny.
W nocy, nie mogąc zasnąć, po ciemku w pokoju, leżąc na łóżku, rozmawiałem dłu�go o naszej trudnej sytuacji zdrowotnej z Francesco, pacjentem z sąsiedniego łóżka. Wtem w ciemności zobaczyliśmy dziwne świat�ło, które przybliżało się do nas, jakby niosła je jakaś osoba - niczym latarkę w ręce lub świeczkę. I nagle przy wejściu do sali stanęła zakonnica, patrząc na nas, przybliżyła się do mojego łóżka i powiedziała: Nie bój się, przy�szłam do ciebie. Wystraszony i przerażony oniemiałem, zastanawiając się, kim jest owa siostra, którą widziałem po raz pierwszy w życiu. A ona podeszła jeszcze bliżej i kła�dąc rękę na mej piersi powiedziała: Przyszłam cię uzdrowić i uzdrowię, ale musisz mi obie�cać, że jak wyzdrowiejesz, to przyjedziesz do mnie. Byłem tak zaskoczony całym tym zda�rzeniem, że nie znajdowałem słów, by logicz�nie odpowiedzieć. Bąknąłem coś w rodzaju:
No, jasne, że jak mnie uzdrowisz, to przyjadę do ciebie, tylko gdzie? Przecież nie wiem ani kim jesteś, ani cię nie znam, widzę cię pierw�szy raz. Wtedy ona podniosła rękę mówiąc: Ja jestem tutaj. I wskazała na kościółek, który trzymała w drugiej dłoni. Mówiła dalej: To jest mój dom - zapamiętaj - zawsze otwarty dla ciebie, w dzień i w nocy; tu mieszkam i tu cze�kam na ciebie. Muszę już odejść, ale nie za�pomnij o tym, co obiecałeś.
Ze wzruszenia płakałem, aż wyrwał mnie z odrętwienia głos: Luciano! Luciano! Gdy się ocknąłem, zobaczyłem, że to mój kolega Fran�cesco woła mnie.
- Od 5 minut wołam, a ty nie odpowiadasz!
Z kim rozmawiałeś?
- Powiedziałem: Z Siostrą, która powiedziała mi, że przyszła mnie uzdrowić.
- Niechby cię uzdrowiła - odpowiedział tam�ten - i mnie też.
Z przeżycia do rana nie mogłem zasnąć.
Rano okazało się, że jestem zdrów. Wstałem i ku zdumieniu lekarzy zacząłem chodzić. Wszystkie badania okazały się tylko dowodem na to, co powiedziała ta zakonnica. Po kilku dniach wypisano mnie ze szpitala, a w dwa dni później podjąłem pracę. Po powrocie do domu zacząłem szukać i dowiadywać się, kim byłaby owa siostra zakonna. Wreszcie z po�mocą pewnego kapłana odkryłem, że chodzi o św. Siostrę Faustynę Kowalską. Skontakto�wałem się więc z siostrami ze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia w Rzymie, do któ�rego należy Święta, a potem pojechałem do Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Krako�wie, do jej domu. To była niezapomniana pod�róż. Po tym wydarzeniu przybliżyłem się do Pana Boga i bliźnich. Należę do "Oazy Miło�sierdzia" i za wszystko dziękuję·
Od tamtego wydarzenia minęło już 4 la�ta, a ja czuję się zdrów. Święta Siostra Faus�tyna pozostawiła ślad palców na mojej pier�si, który wciąż jest widoczny. Konsultacja medyczno-naukowa uznaje ten fakt za niewy�tłumaczalne zjawisko. Do świadectwa załą�czam 6 stron dokumentacji medycznej.
(Świadectwo przesłane na Światowy Kongres Miłosierdzia Bożego w Rzymie).
Świadectwo uzdrowienia
W ŚWIĘTO, NA KTÓRE Z NADZIEJĄ CZEKALIŚMY
Pod koniec lutego 2003 roku nasza Mama znalazła się w szpitalu z powodu silnego bólu w jamie brzusznej. Po specjalistycznych badaniach (między innymi tomografii) okazało się, że istnieją zmiany w trzustce i widoczny jest guz. Dwa dni przed operacją, w czasie rozmowy z ordynatorem, dowiedziałam się, że guz jest bardzo duży i najprawdopodobniej jego usunięcie będzie niemożliwe, a zostaną jedynie pobrane próbki do badania histopatologicznego. Wtedy zrozumiałam, że musimy być przygotowani na wszystko. Nadszedł dzień operacji, a po niej rozmowa z lekarzem, której nie zapomnę do końca życia. Niestety, tak jak przypuszczałem, raczysko straszne. Dwie trzecie trzustki zajęte. Nie można było nic więcej zrobić, jedynie pobrać wycinek do badań. Na Pani miejscu zaoszczędziłbym mamie pobytu na onkologii i wziął do domu, bo tego nie można wyleczyć. Guz tak szybko się rozrasta, że najprawdopodobniej jest to kwestia kilku tygodni…
W moich myślach wciąż krążyły słowa: kwestia kilku tygodni. Wierzyłam, że Pan sprawi cud, że Mama będzie żyła, że dopuścił to doświadczenie po to, abyśmy się do Niego zbliżyli. Prawda o Bożym miłosierdziu i modlitwa tak wielu osób nie pozwoliły utracić nadziei. Modliliśmy się Koronką do Miłosierdzia Bożego i prosiliśmy o wstawiennictwo św. Siostrę Faustynę. Przyjęcie przez Mamę sakramentu namaszczenia chorych i codzienne przyjmowanie Jezusa Eucharystycznego napełniało nas pokojem, że wszystko jest w rękach Bożych. Na szyi Mamy zawiesiłam medalik z Jezusem Miłosiernym i św. Faustyną.
Nadszedł Wielki Piątek – dzień rozpoczęcia nowenny do Miłosierdzia Bożego. Czekałam na to, jak na czas wielkich łask. Lekarz dyżurny wypisał Mamę do domu z gorączką i bez leków. Była bardzo osłabiona, cierpiała, a jednocześnie cieszyła się, że jest w domu. Trwała nowenna…, wspólna modlitwa i oczekiwanie na łaskę uzdrowienia. W wigilię Święta Bożego Miłosierdzia zawiesiłam w pokoiku Mamy obraz Jezusa Miłosiernego, by mogła się ciągle w Niego wpatrywać. W niedzielę rano – Święto Miłosierdzia Bożego – Mama po raz pierwszy nie miała gorączki. Przyjęła Komunię świętą z rąk szafarza z radością na twarzy i siedząc o własnych siłach w fotelu. Tego dnia po Mszy świętej prosiłam Księdza Proboszcza, by pozwolił mi wziąć relikwiarz św. Faustyny do chorej Mamy. Zgodził się. W domu zdziwienie i radość. Wspólnie modliliśmy się do Jezusa Miłosiernego za wstawiennictwem Siostry Faustyny. Ucałowaliśmy jej relikwie. Przyłożyłam również relikwiarz do chorego miejsca na ciele Mamy, błagając Świętą o wyproszenie u Boga łaski uzdrowienia. Potem udałam się do kościoła, by oddać relikwiarz i uczestniczyć w nabożeństwie ku czci Bożego Miłosierdzia o 1500. Po południu Mama na tyle dobrze się czuła, że usiadła z nami przy stole i rozmawiała prawie dwie godziny. Był to dla nas znak, że naprawdę nastąpiła poprawa w Święto, na które z taką nadzieją czekaliśmy. Od tamtej pory Mama nie miała nawrotu choroby. Wszyscy domownicy natomiast spotykają się o 1500 przed obrazem Jezusa Miłosiernego na wspólnej modlitwie.
H. Z.